Mimo, że zrezygnowałam z prowadzenia bloga stricte z recenzjami, nie zamierzam rezygnować z recenzji samych w sobie. Miałam zająć się nowszymi produkcjami, jednak obok tej sprzed niemalże czterdziestu lat nie mogłam przejść obojętnie.
Filmem ''The Man Who Fell To Earth'' (''Człowiek, który spadł na Ziemię'') zainteresowałam się tak naprawdę przez postać Davida Bowie, który gra tam główną rolę. Produkcja miała swoją premierę w 1976 roku, a wyreżyserował ją Nicolas Roeg. Nakręcona została w Nowym Meksyku i angielskim Shepperton. Określony został jako 18+, co mnie nieco bawi, zważając na fakt, że obecnie zapewne sklasyfikowano by go jako 12 lub 16+.
Fabuła
Film ''The Man Who Fell To Earth'' powstał na podstawie powieści Waltera Tevisa o tym samym tytule.
Thomas Newton przybywa z planety, która umiera przez brak wody. Jego misją jest zapobiec katastrofie i zaopatrzyć swoje miejsce zamieszkania w napój. W przebraniu człowieka wykorzystuje swoje zdolności do zdobycia władzy, wpływów a ostatecznie możliwości transportu wody na swoją planetę. Przypadkowo poznaje dziewczynę- Mary Lou, która momentalnie się w nim zakochuje. Jego nieziemskie wręcz zdolności sprawiają, że w niedługim czasie zdobywa on fortunę i staje na czele przemysłowego imperium. Jednak stopniowo nabywa ludzkich cech, jak chciwość i egoizm, popada w nałogi. Newton ostatecznie staje się tak zdegenerowany, że jego powrót do domu jest już niewykonalny.Fabuła jest świetna, ale tutaj wyrazy podziwu powinny kierować się do książki. Jednak produkcję mogę pochwalić tutaj za tak dobre przedstawienie całej akcji.
Główne postacie
Thomas Jerome Newton
Główny bohater, zagrany przez wcześniej wspomnianego Davida Bowie. I jeśli mam być szczera- ten człowiek urodził się, by zagrać kosmitę. Wcielił się w tę postać tak, że ciężko mi to skomentować inaczej niż fantastycznie, czy też nieziemsko. Jego uroda, sylwetka i oczy uchodzące za dwukolorowe(tak naprawdę Bowie ma anizokorię-źrenica w jednym oku jest stale powiększona) świetnie pasują do granej przez niego postaci.
Główny bohater, zagrany przez wcześniej wspomnianego Davida Bowie. I jeśli mam być szczera- ten człowiek urodził się, by zagrać kosmitę. Wcielił się w tę postać tak, że ciężko mi to skomentować inaczej niż fantastycznie, czy też nieziemsko. Jego uroda, sylwetka i oczy uchodzące za dwukolorowe(tak naprawdę Bowie ma anizokorię-źrenica w jednym oku jest stale powiększona) świetnie pasują do granej przez niego postaci.
Gdy Thomas zatrzymuje się w hotelu, poznaje dziewczynę- Mary Lou. Ta cieszy go swoim towarzystwem i rozmową, która w sumie bardziej przypomina monolog. Prędko zakochuje się w przybyszu z innej planety.
Wykonanie
Poza typową recenzją...
Nie umiem oprzeć się chęci wrzucenia tu 5 ulubionych zdjęć z filmu:
Podsumowanie
Połączenie umiejętności aktorskich Davida Bowie i zdolności reżyserskich Nicolasa Roega jest moim zdaniem pozycją obowiązkową dla ludzi zainteresowanych kinem artystycznym, sci-fi, czy też piosenkarzem grającym główną rolę. Film bardzo nieobiektywnie i kierując się własnymi sympatiami oceniam na 10/10.
Po pierwsze - trochę rażą mnie estetyczne niedociągnięcia w tekście, pokroju braku spacji pomiędzy słowami a myślnikiem/nawiasem. Może i jest to zwykła błahostka i czepianie się z mojej strony, ale bardzo mnie to rozpraszało podczas czytania.
OdpowiedzUsuńPo drugie - raju! Strasznie lubię wrzucane przez Ciebie do postów zdjęcia, w szczególności że te są akurat bardzo malownicze. I wiesz co? Dzięki nim automatycznie zwróciłam uwagę na wyrażenie w przedostatnim akapicie - kino artystyczne. Te obrazki są tak cholernie klimatyczne i nietypowe, że nie jestem tym wcale zaskoczona. Szkoda tylko w takim wypadku, że w recenzji nie poświęciłaś trochę miejsca oprawie audio-wizualnej, bo podejrzewam że była ona ważnym elementem tego filmu.
Po trzecie - z jednej strony cieszę się tym, że Twój tekst jest krótki, bardzo przyjemnie i szybko się go dzięki temu czyta. Z drugiej strony jednak... czuję swego rodzaju niedosyt. Chciałabym wiedzieć więcej o sposobie prowadzenia fabuły, o muzyce, o aktorach, o wszystkim. Oj, Ada! Chyba zawsze już będę Ci powtarzać, że chciałabym czytać obszerniejsze teksty Twojego autorstwa.
Po czwarte - strasznie podoba mi się to, że tak sprawnie ujęłaś w podsumowaniu to, komu polecasz "The Man Who Fell to Earth". Bardzo trafnie <- a to dla mnie dosyć ważna rzecz, jeżeli mówimy o recenzjach.
Po piąte (i chyba ostatnie) - cieszę się, że zaznaczyłaś w tekście fakt, że jest to Twoja własna, nieobiektywna opinia. Miły akcent i to w 100% zgodny z prawdą! Nikt by teraz nie miał prawa Ci zarzucić, że poleciłaś coś kiepskiego (choć oczywiście wątpię, żeby ten film w ogóle był kiepski).
Reasumując: mnie tam kupiłaś w 99%, nie licząc tych drobnych przywar jakie ogólnie miałam odnośnie tekstu. Widzę sporą poprawę względem Twojej poprzedniej recenzji Sherlocka i nawet nie wiesz, jak bardzo mi się to podoba.